Najpiękniejsze zdjęcie Libry - uchachana, z dyskami, czekająca na dalszą część wspólnej zabawy...
Yad, dziekuję ci za to zdjęcie - właśnie taką chcę ją zapamiętać...
Jestem już w stanie napisać, jak moja ukochana psica odeszła... Więc piszę.
Pamiętam jeszcze, jak w sobotę śmiałyśmy się z Yadirą, że gdyby umarła łapiąc frisbee, to byłaby to dla niej najlepsza śmierć...
Na szczęście ta, której doświadczyła, nie była dużo gorsza.
Tego dnia było za gorąco na spacer, więc posztuczkowałyśmy sobie nieobciążająco. Prawie nauczyłam ją nowej sztuczki, ze zmianą łapy w 'pies kuleje'... Czuła się bardzo dobrze - nie zdążył się jej jeszcze zebrać płyn w jamie brzusznej, więc miała dobry apetyt... Wieczorem zjadła jeszcze sporo pieczonego kurczaka (bałam się, czy jej nie zaszkodzi, ale tak jej smakował, że nie mogłam jej odmówić...). Potem poszła na dwór - kiedy się myłam w łazience, słyszałam jak stoi na podeście i drze mordę na okoliczne psy...
Potem, jak zwykle, wzięłam ją do pokoju. Ze względu na duchote nie ułożyła się na łóżku, tylko na podłodze i spokojnie zasnęła...
Koło 01:00 w nocy usłyszałam jej pisk. Na początku myślałam, że coś się jej śni, ale kiedy wstałam i chciałam ją obudzić, już się nie poruszyła. Zapaliłam światło. Oczy miała szeroko otwarte, na pysku wymalowany strach. Trwało to jednak chwilęczkę - potem straciła świadomość, a jej serce stanęło...
Cieszę się, że w sobotę jeszcze pobiegała za frisbee. Koniecznie chciałam pokazać panu Darkowi jakie zrobiła postępy od 2009, kiedy spotkał ją na seminarium w Poznaniu po raz pierwszy. Może skróciło jej to o pare godzin życie, ale nie żałuję... Była taka szczęśliwa... Tym bardziej, że ze względu na serce już od dłuższego czasu nie aportowała talerzyków...
Strasznie mnie boli, że nie żyła dłużej. Z drugiej jednak strony cieszę się, że los zgotował jej śmierć właśnie dzisiaj - kiedy nie dokuczały jej duszności ani uczulenie, miała apetyt, dobrze się czuła, była szczęśliwa i spokojna...
Pochowaliśmy ją w lasku, koło Enigmy, razem z jej oczojebno-pomarańczowymi deklami... jej kocykiem z Dog Chow... z szarpakiem, który w ostatnich dniach tak lubiła memlać... z poduszką i poszewką na kołdrę, bo tak lubiła wylegiwać się w pościeli.
Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Próbuję nie myśleć o tym - oglądam telewizję, próbuję siedziec przy komputerze, czytać, chodzić po polach. Nie mogę siedziec w swoim pokoju, bo od razu czuję, że jej tam nie ma... Zawsze była tam ze mną, kiedy czytałam lub przeglądałam strony... Kiedy wychodzę w łąki z Umą, brakuje mi jej koło nogi... Nie mogę patrzęc na moje pozostałe psy, bo od razu widzę ją pomiędzy nimi... Kiedy idę po korytarzu, mój wzrok mimowolnie zatrzymuje si e na pustym kojcu pod schodami... Kiedy wchodzę do pokoju z komputerem, brakuje mi jej zwiniętej w kłębuszek na jej dywaniku... Kiedy zaglądam do lodówki, widzę niedokończoną puszkę tuńczyka...
O 9 rano przypomniałam sobie, że powinnam ją wypuścić na dwór... O 10 pierwsza porcja pastylek... O 12 karmienie... O 16 kolejna porcja pastylek... O 19 karmienie... O 20 spacer... O 22 znów pastylki i spać...
Bywają momenty, kiedy odrzucam od sibie myśl, że już jej nie ma. Wydaje mi się, że akurat jej nie widzę, bo lata z innymi psami po podwórku albo pojechała z mamą na spacerek do lasu... A potem rzeczywistość dociera do mnie całą swoją cholerną siłą...
Staram się przespać jak najwięcej czasu - wyobrażam sobie, że jadę samochodem gdzieś daleko i drzemię. Jakoś nie mogę pogodzić się z tym, co się stało...
Na koniec chcę podziękować za wasze wsparcie. Czuję je. Cieszę się, że istnieje tak wiele osób, które rozumieją. Już nawet nie chodzi o współczucie, a właśnie o to zrozumienie.