02 września 2011

Doszłam już do siebie. Zajęło mi to dużo mniej czasu, niż po śmierci Enigmy, co spowodowało wyrzuty sumienia. Do głowy przyszły mi pytania, czy Libra rzeczywiście tak mało dla mnie znaczyła? Potem jednak zastanowiłam się i zauważyłam różnice między jej śmiercią, a śmiercią Enigmy...
Przede wszystkim Libra żyła sobie z chorobą, ale nie widać było jej na pierwszy rzut oka - była wesoła, chętnie się bawiła, przeciągała zabawkami... Inaczej z Enigmą, której zrobiła się ogromna, sącząca się rana na boku po operacji wycięcia guzów... A potem te spuchnięte łapki... I świadomość, że to my musimy ukrócić jej cierpienia... Libra odeszła cicho, szybko, kiedy jeszcze nie czuła jak bardzo jest chora...
Za Enigmą rozpaczałam przez trzy lata - kiedy tylko zbliżał się koniec roku, święta, chodziłam jak struta. Rozmyślałam o niej. O Librze staram się nie myśleć - a raczej myśleć, ale tylko o tych najszczęśliwszych chwilach, kiedy jeszcze nie podejrzewaliśmy jej choroby, kiedy biegała swobodnie za frisbee, gdy przygotowywałyśmy się do seminarium lub zawodów... O tym, jaki piękny pokaz dała p. Darkowi, pokazując jakim jest kapitalnym psem...
Jednak jest inna, najważniejsza dla mnie różnica. Po śmierci Enigmy zostałam SAMA. Może trudno to pojąć, skoro mam tyle psów. Jednak ja ćwiczyłam i pokochałam całym sercem tylko Enigmę. To ona była MOIM PSEM. Kiedy umarła, nie miałam już psa. Ogarnęła mnie tak cholerna samotność, że leżałam na jej ciele i wyłam [dosłownie] z rozpaczy, przerażając poważnie całą rodzinę. Kiedy umarła Libra, nie zostałam sama. Przy moim boku nadal tkwił pewien mały, łaciaty, głupiutki potwór, który na każdym kroku pokazywał mi, że przecież on żyje i wymaga uwagi oraz uczucia. Nie miałam możliwości pogrążenia się w depresji - nie miałam czasu. Musiałam zająć się Umą, która stała się takim samym MOIM PSEM jak Libra. Tej zasługi nie zapomnę jej do końca życia - właśnie tego, że po prostu przy mnie była, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Że nie dała mi długo rozpaczać. Samym swoim istnieniem dała do zrozumienia, że świat idzie do przodu i nie warto płakać nad czymś, nad czym i tak nie ma się władzy. Libra nie żyje. Nie przywrócę jej życia, nie ważne jak bardzo bym chciała. Pozostaje mi zachować ją w pamięci, w pełni zdrową - taką, jaką chciałabym ją spotkać w przyszłości Po Drugiej Stronie.
A teraz kończę żałobę. Jestem gotowa wreszcie naprawdę się z nią pożegnać.



Nigdy, przenigdy nie chciałam małego psa. A już w szczególności ozdobnego. Jeśli już, to na pewno nie spaniela. A co mam? SPANIELA. Małego, ozdobnego, miękkiego spaniela. Na dodatek cavaliera, w których inteligencję mocno zwątpiłam, kiedy jednego z przedstawicieli przez dwie godziny nie nauczyłam podawać łapy...
Dziś, kiedy patrzę na to z perspektywy 5 miesięcy, dochodzę do wniosku, że postanowiłam zająć się Umą z desperacji. Desperacji spowodowanej najpierw niemożliwością wzięcia córki Collin z Forest Land Chilabo, potem brakiem suczki dla mnie w miocie po Eli i Sevenie w Eliway. Następnie było przeglądanie miotów border collie w Polsce i w Czechach... I nadal nic, co by mnie szczególnie zainteresowało. W międzyczasie urodziły się u nas małe łaciuchy. No to wzięłam. Co miałam robić? Wiedziałam już, że kariera Libry zbliża się ku końcowi [planowałam wtedy postartować z nią jeszcze jakieś 2 lata]. Potrzebny był mi szczeniak, z którym mogłam zacząć starty, kiedy Libra odejdzie już na zasłużoną emeryturę. Z bordera wyszły nici, więc moją uwagę skierowałam na jedyne dostępne szczeniaczki - te rezydujące na parterze, w zagródce, w moim domu.
Cavalierami nigdy się nie interesowałam - ot, takie małe kudłate nie-wiadomo-co, plątające się między bokserzymi łapami. Wiedziałam tylko, że są strasznie delikatne psychiczne [w porównaniu z moimi faflakami] i małe - ale za to skoczne i z fiziem na punkcie aportowania. Tak więc uznałam, że "raz kozie śmierć". No i zaczęłam drażnić 4-tygodniowe kluchy kawałkami gazet. Wszystkie capały te szeleszczące coś i próbowały sobie zabrać - w szczególności najmniejsza suczka. Rosły. Jako 5-tygodniowy szczyl, najmniejsza suczka szalała z pluszakiem na sznurku, który urósł do jej głównych zainteresowań. Potem rosły i rosły...
Najmniejsza klucha była najdziksza, najbardziej lubiła biegać i skakać, atakowała swoje rodzeństwo i głośno wyrażała wszelkie sprzeciwy.
W wieku ok. 6 tygodni wyglądało to tak:



No i zakochałam się w tym małym diable. A już szczególnie, kiedy ten 6-tygodniowy szczyl uznał, że miniaturowe frisbee jest tak samo super jak pluszak i polarowy szarpaczek. Potem było już tylko lepiej i lepiej - rodzeństwo się rozjechało po świecie, mała została... i chłonęła wiedzę jak gąbka. Obroty, podawanie łap, turlanie się, piątki... a wszystko to z tymi dwoma czarnymi ślepkami wlepionymi we mnie. I to groźne warczenie przy szarpaniu się...



Oraz, uwaga!, podnoszenie na szarpaku. Dopóki nie miałam Umy, nawet nie wiedziała, że coś takiego w ogle można osiągnąć z cavalierem. No i ten świr na punkcie aportowania...



I to zdziwienie p.Darka na seminarium, jak Uma zaczęła warczeć przy szarpaniu się mini frisbee, a potem z zaciętością aportowała również te dla "dorosłych psów".
Stanowczo nie żałuję, że los wepchnął mi tę wścieklicę w ręce. Jest kapitalna. Nawet jeśli okaże się, że nie będzie sportowym cavikiem, to na pewno pozostanie najlepszym pocieszaczem, wiecznie tryskającym zaraźliwym optymizmem.

4 komentarze:

  1. Wpadła nam w oko ta sama suczka - Collin ;)
    Chciałbym po niej mieć szczeniaka, ale nie mam pojęcia, czy będzie miała jeszcze jakiś miot..

    Co do cavalierów to dużo z nimi można zrobić, tyle, że ludzie wybierają tą rasę głównie jako przyjaciela, a nie psiego sportowca, dlatego mają taki wizerunek.
    U mnie też tak było, dopóki jakoś się w to nie wciągnęłam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Umcia jest rewelacyjna, widać że ma wielki zapał do współpracy z tobą więc pewnie będzie nie jeden sukces :)
    Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  3. To teraz tylko czekać na aż będziesz zdobywała z nią najlepsze wyniki :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Super sunia, ze świetnym zapałem do pracy :).
    Życzę Wam sukcesów:)
    Justyna

    OdpowiedzUsuń