29 listopada 2011

Jak widać, mamy nowy, jesienny wygląd bloga :3
Rychło w czas, bo wielkimi krokami nadchodzi już zima, ale lepiej późno niż wcale ;>

U psic wszystko w porządku.
Umcia jak zwykle jest cudownym, błyskawicznie uczącym się i chętnym do pracy, miniaturowym cavisiątkiem. Flawi zaś to nadal tępak i śpioch, na dodatek wchodzący w okres buntu i regularnie ignorujący moje wołanie na spacerach. Ale pracujemy, pracujemy, wciąż pracujemy. Powolutku, kroczek po kroczku, bo jak wiadomo - co nagle to po diable.
Pierwsze efekty już są - po paru nagłych zmianach kierunków i trzykrotnym ukryciu się w krzakach Flawka zaczęła pilnować się "stada". Dzięki dosyć częstemu wołaniu, nagradzaniu i dalszemu kontynuowaniu spaceru zaczęło jej świtać w łepetynie, że jak przyjdzie to wcale nie zostanie od razu zapięta na smycz. Aport opanowany - teraz ćwiczymy błyskawiczne przynoszenie.
Umcia nauczyła się vaultów od moich ud, przynoszenia chusteczki na komendę "a psik!" a potem wyrzucania jej do kosza oraz wstępnie wskakiwania na moje stopy.

A w niedzielę NARESZCIE do Chorzowa, do Marty i Psikuta. Ostatnio tak się pechowo złożyło, że zawsze wypadało mi coś ważniejszego. Teraz mam nadzieję tylko, że pogoda dopisze ;>















18 listopada 2011

Ostatnio doszłam do wniosku, że owszem - chyba jestem szmatoholiczką.
Do stopnia chorowitego jeszcze mi daleko, ale nie przeszkodziło mi to w kupieniu Flawi nowej obróżki ;>
A wszystko zaczęło się, kiedy pojechałam z mamą do hurtowni. Miałyśmy kupić tylko pare obróż "do wydania". No ale kiedy zobaczyłam śliczną, żółtawą, skórzaną obróżkę podszytą skórką i nabijaną ćwiekami... Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby jej nie wziąć. A jakby tego było mało, to jeszcze namówiłam moją rodzicielkę na większą, czekoladową wersję dla Wigora.
Byłam tak zadowolona, że nawet nie słyszałam mamrotania mamucha o tym, że już mnie nigdy ze sobą nie weźmie xp

A tak w nowym nabytku prezentuje się Flawka...


Tego samego dnia pojechaliśmy także na giełdę zoologiczną do Łodzi, aby kupić ubranko dla ostrzyżonego psa z fundacji, który przebywa w naszym hotelu.
A że już od jakiegoś czasu przygotowywałam się do kupienia Umci ubranka... To znów dałam się ponieść mojej chęci posiadania xp
Łaciuszkowi na razie tak naprawdę ubranko nie jest koniecznie potrzebne, ale zimą na pewno się przyda. Ze względu na to, że Uma jest wyjątkowo malutkim cavikiem, jak nic będzie się topić w białym puchu i oblepiać śniegowymi kulkami. Mam nadzieję, że ubranko zminimalizuje ten efekt. Nie wspominając już o tym, że spokojnie będzie mogła chodzić na dłuuuuugie spacery z innymi psami, nawet z duże mrozy.

Myśląc w ten sposób, kupiłam.
Niestety tym razem ja uległam namowom i mimo że chciałam wzór moro, w końcu zdecydowałam sie na emowaty czarno-różowo-serduszkowy.
A Umcia? Umcia zdążyła polubić już swój kubraczek i wygląda w nim po prostu PRZE-PRZESŁODKO.



Flawka, kiedy zobaczyła Umcię w nowym przebraniu, ze zdziwienia nie zaganiała jej przez pół spaceru! XD

06 listopada 2011





Umcia już od małego wykazywała talent do tropienia, używanie węchu w celu odnalezienia czegoś było dla niej całkowicie naturalne i nie miała nigdy nic przeciwko, jeśli dołączałam do zabawy - zachęcając ją do poszukiwań. Szybko uznała, że węszenie jest czymś fajnym.
Pierwszy raz objawiło się to, kiedy tata przyniósł do domu pieczonego kurczaka, jak zwykle zawiniętego w sreberko i dodatkowo w siatkę. Położył go w kuchni, nie rozpakowując i wyszedł.
Powiem szczrze - naprawdę nie było go czuć. Ale Umcia WIEDZIAŁA ;>
Błyskawicznie zerwała się z pufy, na której leżała i bezbłędnie poleciała do kuchni. Z nosem w górze zaczęła łazić to tu, to tam, aż znalazła odpowiednie miejsce. Przednimi łapkami oparła się o szafkę, wskazując mi w której części blatu leży kurczak. Oczywiście dostała kawałek w nagrodę. Miała wtedy około 3-4 miesiące.

Dotąd mało ćwiczyłyśmy tropienie, bo szczerze powiedziawszy nigdy za szczególnie mnie to nie pociągało. Ale kiedyś, przy okazji ćwiczeń z Wigorem (bokser) do IPO, wzięłam też Umę. I znów mój cavik mnie nie zawiódł :3
Kiedy ja ukryłam się w krzakach, łaciata bezbłędnie, z nosem przy ziemi, doprowadziła do mnie moją mamę.
Dziś znów ćwiczyłyśmy, przy okazji prowadzenia przez moją mamę przygotowań do PT. I znów Umcia spisała się doskonale. Może zaczniemy coś robić w tym kierunku dalej...?





Nie tylko Umcia była dzisiaj na szkoleniu.
Jako, że chciałabym kiedyś zrobić z Flawi IPO1, zabrałam czekoladę ze sobą. Nie spodziewałam się szału, ponieważ jest jeszcze 3,5-miesięcznym szczeniaczkiem. Ona jednak też wykazała do tego zaskakujący talent! :3
Nawet mimo tego, że mocno utrudniłam jej zadanie. Sama ścieżka śladu była prosta - dosyć wyraźnie wydeptana, z potrójnym śladem, z tylko jednym delikatnym łukiem. Jednak przez swoją ciapowatość, nie zwróciłam uwagi, że nieco z boku po lekkim łuku prowadziła ścieżka saren. Oba tropy zetknęły się ze sobą i rozeszły na boki.
Jakby tego było mało, moja mama coś pogubiła się na tym śladzie i ostatecznie Flawka musiała sobie radzić sama. Był to jej pierwszy w życiu trop... ale podołała! :3
Sarnią ścieżkę zignorowała i z nosem przy ziemi doszła do mojej kryjówki <3

I nauka wyciągnięta :)
Flawi i Umie uruchomiły się nosy i widzę, że taka zabawa zaczyna im sprawiać radochę - co strasznie mnie cieszy.
Ja zaś nauczyłam się więcej o tropieniu, posiłkując się dodatkowo odpowiednią lekturą. Raczej nie wkręcę się w to nigdy na całego, ale wiedzy nigdy za wiele. A zadowolone paszcze moich psic - bezcenne :>
Tak więc polecam rozpoczęcie układania śladów - obojętnie jakiego macie psa - rekreacyjnie. Może odkryjecie w nim nowy talent...? :>





Zdjęcia z sesji jesiennej pod Olsztynem.
W przyszłym tygodniu pewnie wybiorę się tam znowu, na spotkanie z innymi bc.
A w niedzielę do Chorzowa, też z Flawką, też na spacerek integracyjny :D