15 sierpnia 2011

Jako, że to pierwszy post na tym blogu, wypadałoby się przedstawić wszystkim tym, którzy tu zajrzą, a nas nie znają/znają mało. Jako, że ja nie jestem zbyt interesująca, ograniczę się do prezentacji moich psów.



BIRMA Korsyka - Libra
Moja najukochańsza suka. Zawdzięczam jej wejście do świata frisbee, tańca z psem i ogólnie do ,,wyższego'' szkolenia. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nadal szkoliłabym psy tylko w podstawowym posłuszeństwie, od czasu do czasu przetykanego prostymi sztuczkami.
Wspaniała nauczycielka - wybacza mi wszystkie błędy, braki cierpliwości, niedokładność, zbyt długie treningi... Uczy wytrwałości i tego, że czas tak naprawdę w szkoleniu najmniej się liczy. Zawsze gotowa, nawet w środku nocy, wyjść ze mną na pole, żeby poganiać za frisbee. Maniaczka aportu.
Miałyśmy szczęście pierwszy raz spotkać się pewnej mroźnej zimy, chociaż wtedy żadne z nas nie wiedziało, że kiedykolwiek dojdziemy razem do dzisiejszego momentu. Szczególnie Libra w tamtej chwili myślała prawdopodobnie jedynie o tym, aby w miarę szybko zejść z tego świata. Przywiozła ją nam jej właścicielka, grożąc, że jak jej nie zabierzemy, to pojedzie od razu ją uśpić. Potem zniknęła, zostawiając nam 400 zł i umierającego psa. I nie przesadzam, pisząc, że umierała. Miała ciężką alergię - tylne nogi i zad łyse, pierś wygryzioną do krwi. Przez zapalenie wszystkich stawów prawie w ogóle nie wstawała, a każdy ruch wywoływał u niej nieznośne cierpienie. Kiedy się podnosiła, piszczała z bólu. Pysk obtarty do krwi, na policzku wielki ropień. Porzucona, jedyne czego chciała, to zasnąć i już się nie obudzić.
Jako, że nie mogliśmy ją wziąć wtedy do siebie, umieściliśmy ją u naszej babci. Wolno odzyskiwała chęć do życia, a jeszcze wolniej zdrowie i zaufanie do ludzi. Bała się mężczyzn, bała się podniesionej nad głowę zabawki...
Na szczęście wszystko to już minęło i nigdy nie wróci. Odbiło jednak wyraźne piętno na psychice Libry. Nadal nie przepada za obcymi ludźmi, a tych, którzy wyciągają do niej rękę, próbuje gryźć. Oswaja się jednak z nimi, kiedy pozwalają jej pierwszej zrobić pierwszy krok do zawarcia znajomości. Bardzo nie lubi dzieci. Przez słabą socjalizację w starym domu ma w zwyczaju spuszczać łomot każdemu napotkanemu psu (nie robi im krzywdy, ale dużo przy tym warczenia i kotłowaniny). Warczy przy jedzeniu, a zbyt mocne skarcenie uważa za zamach na jej życie.
Ze względu na to, co przeżyła, dotąd wymaga specjalnych zabiegów. Ze względu na uczulenie musi brać pastylki i być na specjalnej karmie z ryżu i ryb. Od czasu do czasu trzeba ją wykąpać w specjalnym szamponie, a jak się bardzo drapie, posmarować różnymi specyfikami w najbardziej swędzących miejscach. Jakby tego było mało, niedawno wykryliśmy u niej niedokurczliwość komory i niedomykalność zastawki serca, co ostatecznie przekreśliło jej ledwo zaczętą karierę w dog frisbee - regularnie jeździmy z nią na punkcję, aby spuścić płyn zbierający się w jamie brzusznej.
Poza tym jest jednak normalnym, cieszącym się życiem psem. Błyskawicznie się uczy i doskonale umie skojarzyć fakty (słowa ,,piłka'', ,,frisbee'' oraz ,,talerzyk'' potrafi wyłowić nawet z rozmowy). Lubi spać ze mną do południa w łóżku, a propozycje wyjścia na dwór w deszczowe dni przyjmuje z obrzydzeniem wymalowanym na pysku. Pod tym względem często jesteśmy jednomyślne :3
Czasami się zastanawiam, czy to ona miała szczęście spotykając na swojej drodze mnie, czy to ja miałam szczęście spotykając ją...?

YUMA Malownicza Sfora - Um(ci)a
Urodziła się w naszej hodowli, jako następczyni swojej matki Negri. Jako konkurentkę miała swoją siostrę, Kropkę (Yorę). Ostatecznie, przy wyborze padło jednak na nią. Od początku (czyt. kiedy miała 4 tygodnie) bardzo fajnie się szarpała, była energiczna, szkudna i dosyć pewna siebie. To przeważyło szalę, więc kiedy jej rodzeństwo rozjechało się po świecie (brat został w Polsce, a siostra pojechała na Białoruś), ona została.
Była psem, którego nigdy nie chciałam. Nigdy nie rajcowały mnie małe rasy - lubię psy duże, twarde, odważne... Po co mi był cavalier? Na dodatek spaniel, który mimo przynależności do IX FCI, nadal zachował wystarczającą ilość instynktu, by uciekać w pogoni za ptactwem. Może zadecydowało tu to, że nie chciałam, aby tak dobrze rokujący szczeniaczek ostatecznie wylądował na kanapie? A może wzięcie pod swoje skrzydła Umci było aktem rozpaczy po dwukrotnym niepowodzeniu w zdobyciu wymarzonego border collie? Obojętnie co to było, teraz nie żałuję swojej decyzji.
Uma spełnia jak na razie wszystkie pokładane w niej nadzieje, jest taka, jaka chciałabym by była. Włożyłam dużo czasu w ukształtownie jej sposobu bycia i popędów, uzyskując szczeniaka, który pójdzie za mną wszędzie, w szkoleniu daje z siebie wszystko, a chwyt ma jak młody bokser (można nią zakręcić w powietrzu, a nie puści zabawki). Poza tym jest przeuroczym, niewielkim stworzeniem, z którym uwielbiam oglądać telewizję, gdy leży mi na kolanach.
Odnoszę wrażenie, że przez szkolenie jej inteligencja przewyższa inteligencję nieszkolonych szczeniaków w jej wieku. Szkoda tylko, że zwykle wykorzystuje ją do kradnięcia żarcia ze stołu jak nikt nie patrzy, dostawania się na drugą stronę ogrodzeń czy wynajdywania różnych świństw w trakcie spacerów. Mimo tego jest dla mnie przewspaniałym psem i mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się coś zdziałać w psich sportach. W planach mam uprawianie z nią dog frisbee i tańca z psem, a jak to pierwsze nie wyjdzie, to może agility...?

Poza tymi dwiema pannami, żyję w jednym domu również z Wigorem i Orlą (boksery), Negri (matka Umy) i czarnym długowłolsym owczarkiem niemieckim Monsunem.
I teraz, gwoli wyjaśnienia - tak, mam 6 psów. Dlaczego więc blog jest głównie Umy i Libry? Otóż kiedy ma się tyle zwierząt, trudno jest skupić się na wszystkich. Dlatego mój czas poświęcam głównie ,,moim'' psom, tylko je porządnie szkolę i przygotowuję do rozpoczęcia startów w zawodach, z nimi jeżdżę na seminaria etc. Resztą, czyli psami rodziców, również się opiekuję - od czasu do czasu szkolę, regularnie zabieram na spacerki - nie jest to wszystko jednak tak intensywne, jak w przypadku Libry i Umci.

Poza psami mam również rybki (gupiki), cztery koty-dachowce (wszystkie znalezione na ulicy i odratowane) oraz cztery cudowne szczury. One jednak raczej nie będą się pokazywać w notkach, oprócz szczurów, które będą się pojawiać sporadycznie.

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie opisuje pani swoje psiaki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, jaki zwierzyniec ;D Jestem pełna podziwu, kiedy ty na nie wszystkie znajdujesz czas ? :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejne notki :) Świetne zdjęcie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o kogo to moje oczy widzą ;) Dodaję do linków
    [bestiarxd.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny blog. Tak samo jak osobie powyżej, podoba mi się jak opisujesz swoje psy :)
    Z pewnością będę często wpadać i wypatrywać nowych notek ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. To zdjęcie na nagłówku z Librą i Umą... cudoowne! :D

    OdpowiedzUsuń